Z granicy Bośniackiej jedziemy „w dół” mapy, magistralą adriatycką w kierunku Dubrownika. Pogoda coraz gorsza, coraz częściej i mocniej pada. Nagle, ni z stąd niż owąd wyrasta przed nami szlaban. Co jest? Płatny odcinek? Nie. W natłoku wrażeń zapomnieliśmy o ok. 10 kilometrowym przesmyku – terytorium Bośniackim dochodzącym do morza i dzielącym terytorium Chorwackie. Pogranicznik zerknął na tablice, Poliaki? Zapytał i machnął ręką. Bośniacy to samo. Mijamy jedyny nadmorski kurort Bośni i Hercegowiny. Po chwili znów jesteśmy w państwie Chorwatów. Pada coraz mocniej. Piękne widoki magistrali adriatyckiej psuje deszcz. Zbliżamy się do Dubrownika. Mijamy okazały most im. Franjo Tudzmana i po chwili wjeżdżamy do miasta. W deszczu po nieznanym mieście z parującymi szybami jeździ się fatalnie. Najpierw błądzimy do portu, potem odnajdujemy drogę do centrum. Znajdujemy informacje turystyczną a w jej sąsiedztwie dwie kwatery prywatne. W informacji dowiadujemy się że nie ma jeszcze aktualnych ofert kwater bo sezon zaczyna się od pierwszego czerwca. Oferta pobliskich kwater też nas nie zadowala. Decydujemy się na wyjazd z miasta i poszukanie czegoś po za nim. Odnalezienie drogi wylotowej w interesującym nas kierunku nie jest łatwe, bo jesteśmy prawie w ścisłym centrum i wszystkie ulice są jednokierunkowe. Deszcz leje coraz bardziej. Gdzie ta słoneczna Dalmacja? Wreszcie droga „wypluwa” nas za miastem na magistrale adriatycką w kierunku Czarnogóry. Zawracam na zakazie i wracamy do miejscowości Zaton, którą mijaliśmy po drodze do stolicy Dalmacji. Bez problemu znajdujemy nocleg za 200 kun za pokój. Jemy obiadokolacje, trochę przestaje padać więc jedziemy zwiedzić port wieczorem. Do wypłynięcia w morze przygotowuje się spory prom, podziwiamy także prywatny jacht sporych rozmiarów w klasie full – wypas. Na samym końcu portu oglądamy dwie wojskowe jednostki. Wracamy zmęczeni pogodą i wcześniejszym zwiedzaniem w Bośni na kwaterę i padamy spać. Rano po śniadaniu zwalniamy pokój pakujemy plecaki do auta i ruszamy w miasto. Po długich poszukiwaniach udaje nam się znaleźć miejsce na parkingu, karmimy parkomat wszystkimi drobnymi jakie mamy, kwitek pokazuje że możemy stać do 14:30, wiemy że się nie wyrobimy ale idziemy na miasto. Dochodzimy do starego miasta i murów obronnych, wyglądają imponująco ale najpierw kawa w pobliskiej knajpce, co by się obudzić już ostatecznie. Ruszamy. Przez Bramę PILE wchodzimy na stare miasto, mijamy słynną fontannę Onufrego, kościoły i dochodzimy do placu przy kościele św. Błażeja. Mimo że w Chorwacji jeszcze nie sezon to turystów masa. Wchodzimy w bramę i zwiedzamy wystawę zdjęć z czasów oblężenia w 1991 roku. Na ścianach fotografie poległych. Do tego film i slajdy na monitorze. Robi wrażenie. Dalej zagłębiamy się w klimatyczne uliczki. Dochodzimy do twierdzy Revelin z której znakomicie widać port. Potem idziemy do samego portu. Cóż, Dubrownik to kolejne miejsce gdzie mógłbym czasem pomieszkać, tylko te dzikie tłumu turystów… Dochodzimy do kościoła św. Antoniego i krążymy ciasnymi uliczkami – schodami. Klimatyczne. Na mury nie wchodzimy – mało czasu i za droga atrakcja – 50 kun. Odpoczywamy koło Fortu Bokar. Czas się zbierać, przed nami jeszcze trochę kilometrów dzisiaj. Drobne zakupy, coś do jedzenia i w drogę. Mimo że przekroczyliśmy czas wskazany przez parkometr to nikt się nie czepiał ale nie wiem czy tak jest w sezonie. Po dość ekspresowym zwiedzaniu Dubrownika ruszamy w kierunku Czarnogórskiej granicy.